„30 przed 30" czyli moment, kiedy uznałam że to chyba bez sensu



Miało obyć się bez podsumowań, ale refleksyjny nastrój podpowiada, że chyba i mnie to nie ominie. Wpis będzie osobisty i jedyny w swoim rodzaju, bo niepasujący do tematyki bloga. Ale okazja jest wyjątkowa, bo kiedy na liczniku pojawia się 3 z przodu wymaga to osobistego posumowania właścicielki.
Teraz opowiem Wam moją historię w myśl kultowego motto "Nowy Rok - nowa Ja”;)  


Podobno do mądrości i dojrzałości dochodzi się krętą drogą. Moja była momentami prosta a nieraz niczym serpentyny w Bieszczadach:)
Czasami wpływ na nas mają ważni ludzie w naszym życiu, czasami sami dochodzimy do ściany i stwierdzamy o kur...a dalej nie pójdę. Wtedy mamy wybór: albo zawrócę i będę szła cały czas tą samą drogą albo może pójdę w zupełnie innym kierunku. Zawsze możemy też bić głową w mur, z nadzieją, że kiedyś go przebijemy i ujrzymy świetlaną przyszłość. Ale wersję tę polecam dla poszukiwaczy mocnych wrażeń! (PS dajcie znać później, co jest po drugiej stronie mocy:).
Ze swojej perspektywy dodam, że nigdy nie jest za późno na nic. Wiem, o czym mówię. Czasami dużymi a czasami małymi krokami jesteś w stanie osiągnąć bardzo wiele. Wystarczy tylko chcieć. 

Gdy słyszę "szalona", nadal zastanawiam się o kim mowa. "Zmieniłaś się" - będę brała 5 zł do sowy za każde usłyszane!
Tak naprawdę nie zrobiłam nic spektakularnego. W moim życiu przyszedł taki moment, który nazywał się refleksja. Spojrzałam na swoją codzienność, przekonania, plany i marzenia, po czym padło magiczne pytanie „czy to jest to, czego chcesz?” No właśnie, czy to jest to?
Stwierdziłam tu fajnie, tam fajnie, ale tu coś nie bardzo. Ile razy każdy z Nas mówi „taka/taki już jestem”. A co to właściwie znaczy? Co jeśli właśnie taka/taki nie jesteś?

Usiadłam i spojrzałam na wszystko z dystansu. Nie dając sobie samej przestrzeni robiłam dużo różnych rzeczy myśląc, że muszę, a później padałam na twarz, gdy już nic mi się nie chciało. Narzuciłam na siebie zbyt wiele rzeczy, uważając, że tak trzeba.
Żyłam w swoim świecie przekonań, wizji tego jak być powinno, jak nie powinno, co muszę, co powinnam. Wydawało mi się, że to jest moje, a moim nigdy nie było. A tak na prawdę w tym, co wydawało mi się nie moje, niepasujące do tego "jaka jestem" odnalazłam siebie i ogromną radość.
Po czasie stwierdziłam, że życie to nie tylko uprasowana koszula, obiad w pudełku i wyszorowana umywalka. To nie tylko życie od-do, od poniedziałku do piątku byle do weekendu. To nie idealny mąż i dwójka dzieci po pachą. To nie zaleganie przed komputerem czy telewizorem z padem czy z pilotem w ręku.
W życiu musi przecież chodzić o coś więcej.
Tak naprawdę nasza codzienność to właśnie jest to coś więcej. Życie daje wiele możliwości i tylko od nas samych zależy, co weźmiemy i jak z tego skorzystamy. Możemy biernie siedzieć i czekać, aż coś dobrego się wydarzy lub nas spotka. Możemy też samemu podnieść rękawice i stwarzać sobie możliwości do przeżywania czegoś fajnego. To od nas samych zależy czy chcemy wspominać wygrany mecz w fifę, czy to, że o 6:34 na plaży w Gdyni tak pięknie wschodziło słońce. Możemy po raz kolejny oglądać nudny serial w telewizji lub przez pół dnia połazić po lesie i wspominać  zapach lasu i zobaczoną sarnę. To my codziennie dokonujemy wyborów i my codziennie możemy to zmienić.
To od nas samych zależy, jaką drogę wybierzemy docierając do ściany. Zawsze możemy się zgubić, ale i odnaleźć. Przecież możemy też zawrócić i wybrać inną ścieżkę..

Na początku stwierdziłam, że są w moim życiu rzeczy ważne, ale oprócz pracy i płacenia rachunków tak naprawdę nic nie muszę. Zaryzykowałam i odpuściłam wiele rzeczy, które wydawało mi się, że mają sens a tak naprawdę nie miały. Odkrywcze? Chyba nie, ale naprawdę zbawienne.
Na przykład dziś z uśmiechem patrzę na ten grajdołek koło mnie i stertę brudnych naczyń w zlewie, kiedy odsmażam pierogi kupione w sklepie. Ogarnia mnie radość, gdy po wieczornej zumbie zajadam się pysznym żarciem zamówionym z ulubionej indyjskiej knajpki, nie musząc robić nic więcej. Cieszę się, gdy mam fajny obiad do pracy, ale nie ma też tragedii, gdy mój posiłek stanowi bułka z serkiem wiejskim, czy kupiony obiad z oferty lunchowej. Czy to największa życiowa tragedia i mój świat się od tego zawalił? Nie. Wiele razy sprawdzałam, dalej stoi i ma się dobrze, a ja dzięki temu mam więcej czasu dla siebie i najbliższych. No i mniej zmywania! 

Do tego wszystkiego dorzuciłam proste rzeczy: sporo luzu i uśmiechu, czasem jest naprawdę zabawnie. Codziennie śmieję się z siebie i uczę się nabierać dystansu. Moje wpadki, przekręcanie wyrazów i wygłupy staram się, aby były dla mnie źródłem radości. Coraz mniej rzeczy staram się brać do siebie. Ważne jest dla mnie moje własne zdanie, a nie to co pomyślą o mnie inni. Dziś wiem, że nie muszę być idealna, mogę popełniać błędy i wyciągam z nich wnioski. Staram się nie narzekać (idzie mi coraz lepiej!) Uśmiechać się, zarażać ludzi optymizmem. Pokazywać, że można, jeśli tylko się chce. Nauczyłam się cierpliwości i tego, że na rzeczy ważne czasem warto poczekać.

Do tego staram się aktywnie spędzać czas. Nadal umiem jeździć na łyżwach, nie jestem Stochem, ale nie zabiłam się na nartach, a upadając śmiałam się przy tym jak dziecko. Z basenem nie mogę się dogadać, woda to chyba jednak nie mój żywioł. Ale nadal próbuję biegania i squasha, może kiedyś dojdę do perfekcji. Chodzę na zumbę, kompletnie mi ona nie wychodzi, ale przez 55 minut uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Ja która mówiłam "nie tańczę" ostatnia schodzę z parkietu.

Rozwijam też swoją pasję do podróży, małych i dużych. Moje 3-godzinne granie w Simsy zamieniłam na spacer po Powsinie. Kiedyś na propozycję ad hoc „chodź zrobimy coś..” kręciłam nosem. Teraz mówię „pewnie!”. Dziś potrafię przebudzić się o 4 nad ranem i stwierdzić, że fajnie byłoby gdzieś pojechać, by o 6 być w pociągu i bez żadnego planu po prostu na spontanie wyrwać się z mojego miasta (olaboga kiedyś musiałabym to wszystko najpierw zaplanować!). Do tego poznaję nowych ludzi, pociągi to jednak nadal cenne miejsce do nawiązywania ciekawych relacji;)
Nauczyłam się próbować. Wszystkiego. Dziś wiem, czego od życia chce i czego nie chcę. Nauczyłam się bycia ze sobą i wiem, że są rzeczy ważniejsze niż zupa w garnku i szorowanie podłogi co tydzień. Z brudu nikt nie umarł, ze smutku i depresji wielu.

Ważne jest podążanie za swoimi marzeniami, zobaczenie wierzy Eiffla na wiosnę, „New York, New York” Franka Sinatry na Times Square czy podziwianie zorzy polarnej na Spitsbergen. To branie drugiej osobę za rękę i mówienie, chodź przeżyj tę radość i chwilę razem ze mną.  To gotowość do podążania za drugą osobą by jej radość przeżywać wspólnie. To nie narzucanie, ale wspieranie się wzajemnie by być szczęśliwymi ludźmi razem, ale i osobno. To ważne rzeczy duże i małe codzienne. To czasem wieczorny spacer ze śniegiem skrzypiącym pod butami. To także odpoczynek, naładowanie baterii w motelu czy hostelu gdzieś za miastem. Czasami jest to wieczór z książką i pomarańczowym roibosem, czasami chwila z netflixem. Ale najważniejszy jest ten spokój, który mówi Ci, że możesz wszystko, jeśli tylko będziesz chcieć.

Teraz już wiem, czego mi potrzeba. Pielęgnuje w sobie małe radości i szukam małych chwil szczęścia. Łapię momenty, bo to one składają się na piękno życia. Cenię bliskość ludzi, którzy dają mi radość, wsparcie i swoją obecność dziękując za to, że mam ich obok.
To wdzięczność za to, co mam i to radość z tego, że mogę wszystko doświadczać, jeśli tylko będę chcieć.
Tego symbolem jest właśnie jaskółka, która towarzyszyć mi będzie na codzień. To symbol wolności, którą daje życie i to znak, którymi mówi, że możesz unieść się wyżej, jeśli tylko będziesz chcieć.

Nieważne w jak przełomowym momencie swojego życia jesteś. Nieważne jaki masz bagaż, kogo masz obok, jakie decyzje podjęłaś/podjąłeś. Zawsze możesz wszytsko zmienić. Wystarczy tylko chcieć.
W życiu ważne jest mnóstwo rzeczy: rodzina, miłość, bliskość, zdrowie, wspomnienia. Ale najważniejszy/a jesteś Ty sam/a, bo bez tego nie ma innych rzeczy. A to jaka/jaki jesteś ma wpływ na wszystko. Najpierw załóż maskę z tlenem sobie, a później rób to, co sprawia, że jesteś szcześliwy. Idz sam/sama lub złap za rękę osobę, która chce dzielić to wszystko razem z Tobą i badź szczęśliwą osobą.
Jesteś w dobrym momencie. 

Dużo uśmiechu, chęci i otwartości na wszystko, sobie i wszytskim Wam z tej pięknej okazji życzę :) 
Odwagi.

Weronika. 

Komentarze